Trochę historii ale nie tylko Warszewicz i storczyki Phragmipedium kovachii
Trochę historii ale nie tylko Już w starożytności urzekały ludzi swym pięknem i intrygowały tajemniczością. Storczyki z rodzaju Cymbidium, obok złocieni, uprawiano w Chinach już na tysiąc lat przed naszą erą. Konfuciusz (551-478 r. p.n.e.) sławił ich zapach, a na określenie storczyka użył znaku ‘lan', co znaczy czystość, wdzięk, miłość, elegancja, piękno, skromność i doskonałość. Nie ma chyba na świecie roślin, które by tak jak orchidee emocjonowały ludzi. Ile legend, skojarzeń, niesamowitych opowieści i przesądów krąży wokół nich. Występują w literaturze, są bohaterami strasznych przygód ich poszukiwaczy i kryminałów. Trochę jest też dziwne skojarzenie z pochodzeniem nazwy. Otóż orchis po grecku, od którego pochodzi orchidea, oznacza pewien szczegół anatomiczny mężczyzn. Nazwę tę nadał Teofast (370-287) uczeń Platona i Arystotelesa roślinie, której pseudobulwy szczegół ów przypominają. Wieść tę wykorzystano w medycynie średniowiecznej, kiedy panował pogląd jakoby kształt, barwa lub struktura roślin wskazywała na zastosowanie w leczeniu. Dlatego pseudobulwy orchidei działać miały korzystanie na płodność i potencję. Wyciągiem z nich usiłowano nawet regulować płeć poczętych dzieci. Znany w farmakologii środek pod nazwą salep działa tylko łagodnie przeczyszczająco. Nie ujmując niczego romantycznego i egzotycznego orchidei nazywamy ją po polsku storczykiem. Różnorodność kształtów i barw kwiatów storczyków jest nieskończona, ale czarnych orchidei jak dotąd nie znaleziono i chyba szuka się bezskutecznie. Mit ten pochodzi prawdopodobnie stąd, że w języku Azteków tlilxochitl znaczył czarny kwiat i odnosił się do doskonale nam znanego storczyka o nazwie wanilia. Z tym, że nie chodzi tu o barwę kwiatu, lecz o kolor tzw. laski waniliowej będącej sfermentowaną i ususzoną torebką nasienną. Wanilia używana była przez Indian do aromatyzowania kakao już od niepamiętnych czasów. Niektóre gatunki storczyków mają jeszcze inne zastosowanie. Na wyspach Oceanii zjada się ich liście jako warzywo, a z korzeni Dendrobium wyplata koszyki. Niektóre ludy zamieszkałe na Malajach uznają Cymbidium finlaysonianum za talizman do odpędzania złych duchów. W Brazylii do sklejania gitar używa się kleju sporządzonego ze storczyków rodzaju Bletia. Zadziwiające u tych roślin jest powiązanie ze światem owadów. Sposób, jakim są one zapylane, zdumiewa wymyślnością. Owad chcąc dostać się do tkanki odżywczej (bogatej w białko i cukier) zastępującej nektar najczęściej musi przecisnąć się przez kwiat w takim wąskim miejscu, że natychmiast do jego ciała przyczepia się kulka zbitego pyłku. Przy wychodzeniu owada kwiat się otwiera. Wchodząc do następnego storczyka owad zostawia pyłek na znamieniu słupka zaopatrzonego również w specjalne "urządzenia", które jakby zdrapują go z ciała owada i przyklejają w odpowiednim miejscu. Wydostając się z kwiatu ponownie zabiera następną porcję pyłku. Niektóre storczyki, jak nasz najpiękniejszy rodzimy obuwik, korzystają z jeszcze bardziej perfidnego systemu pułapkowego. Przez wiele lat niewyjaśnioną tajemnicą było mnożenie się storczyków z nasion, ponieważ próby ich zasiewu nie dawały takich rezultatów, jak u innych roślin. W XVII w. jezuita Athanasus Kricher ( 1601-1680) znalazł - można powiedzieć - dość oryginalne wytłumaczenie tego zjawiska. Doszedł do wniosku, że storczyki powstają z nasienia zwierząt. Zaobserwował bowiem, że w miejscach kopulacji owiec, bydła i koni, następnego roku wyrastały liczne storczyki. Ostatecznie sprawę tę rozwiązali dopiero w latach 1901-09 Bernard i Burgeff. Okazało się, że nasiona storczyków mogą skiełkować tylko po zetknięciu się z określonym grzybem symbiotycznym. Dla zwiększenia szansy tej symbiozy storczyki produkują ogromne ilości nasion. W jednej torebce nasiennej np. Cattleya doliczyć się ich można od 3 do 5 mln. Współczesna wiedza zdjęła zasłonę tajemniczości ze sposobów mnożenia i uprawy storczyków. Nie są to sprawy zupełnie proste, ale też i bardziej skomplikowanie od spraw związanych z uprawą innych, bardziej pospolitych gatunków roślin ozdobnych. Na zakończenia jeszcze dwie historyczne ciekawostki. Przed ponad stu laty za jeden egzemplarz nowo odkrytego gatunku, lord Sussex zapłacił na aukcji w Londynie astronomiczną, jak na ówczesne czasy sumę 1000 funtów a gdy sprzedawano Dendrobium schroedera tłum wypełnił salę licytacyjną po brzegi. Nic dziwnego. Ze sprzedażą bowiem związany był pewien warunek. Storczyk można było kupić jedynie z ludzką czaszką, na której wyrósł. Żądało tego tubylcze plemię - pierwszy właściciel rośliny. Nigdy przedtem ani potem przedmiotu transakcji nie stanowiła tak oryginalna "donica". na początek strony
Warszewicz i storczyki W krakowskim Ogrodzie Botanicznym obok pięknych drzew-dereni Śniadeckiego stoi pomnik Józefa Warszewicza, dzieło Franciszka Wyspiańskiego, ojca poety i malarza. Skromny pomnik z lakoniczną informacją, jak również krótka wzmianka w Przewodniku po Ogrodzie Botanicznym, nie oddają zasług J.Warszewicza, jakie wniósł do rozwoju polskiego ogrodnictwa, szczególnie w zakresie hodowli i uprawy storczyków. Warto więc przypomnieć jego ciekawą i jakże wartościową postać. Urodził się na Litwie w 1812 roku. Pierwsze ogrodnicze kroki stawiał w Wilnie. Po upadku powstania listopadowego znalazł pracę w berlińskim ogrodzie botanicznym. Swą ożywioną działalność rozpoczyna od roku 1845 podczas podróży po Ameryce, wysłany przez van Houtena. Po pięciu latach niezwykle śmiałych wędrówek wraca do Europy z bogatym materiałem roślinnym. Są to okazy żywych roślin i nasiona. Służą do prowadzenia badań wielu wybitnym wówczas naukowcom. Ze zbiorów Warszewicza korzystali m.in. Dietrich, Klotsch i Reichenbach. Słusznie stwierdził niegdyś Regel, inspektor ogrodu botanicznego w Zurichu, a potem w Petersburgu, że od Warszewicza zaczyna się nowa epoka w ogrodnictwie. Po swej pierwszej wyprawie do Ameryki Południowej Warszewicz znany jest już w całym świecie ogrodniczym. O pozyskanie jego osoby ubiegają się poważne firmy ogrodnicze oraz uniwersytety różnych krajów. W tym względzie czynią także starania polscy profesorowie, z prof. Czerwiakowskim, ówczesnym dyrektorem Ogrodu Botanicznego w Krakowie. Jednakże podróże trwają dalej. Tym razem po Kordylierach, ale już na polecenie Humbolta. Plonem wyprawy jest około 300 nowych storczyków, oznaczanych głównie przez prof. Reichenbacha, ówczesną sławę botaniczną w Europie, autora wielotomowego, wspaniałego dzieła naukowego o storczykach ( doczekało się ono wznowienia i obecnie stanowi jedno z najdroższych wydawnictw przyrodniczych na świecie). Warszewicz wraca do kraju w roku 1853 i obejmuje stanowisko inspektora Ogrodu Botanicznego w Krakowie, gdzie pracuje, niestety nazbyt krótko, bo do roku 1866, momentu swej śmierci. Zdążył jednak przywiezione do kraju rośliny zaaklimatyzować doprowadzając krakowski Ogród Botaniczny do szczytu sławy. Rozbudował i unowocześnił szklarnie, w których całym przepychem egzotycznego piękna zasłynęły storczykarnia i paprociarnia. Jakkolwiek od okresu działalności Warszewicza minęło ponad 100 lat , jego nazwisko jest na stałe związane z Ogrodem i upamiętnione w literaturze ogrodniczej. Nazwiskiem Warszewicza oznaczył m.in. Gustaw Reichenbach jeden z rodzajów storczyków - Warszewiczella, który obejmuje wiele gatunków np. W. amazonica, W. discolor, W. flabelliformis, W. marginata i W. wailesiana. Z innych storczyków nazwanych imieniem Warszewicza warto wymienić Cypripedium caudatum var. warszewiczianum (Paphiopedilum warszewiczianum), Sobralia warszewiczii i Cattleya warscewiczii, która jest jedną z najbardziej okazałych i dała początek wielu odmianom. Od nazwiska Warszewicza otrzymały także nazwy gatunki z rodzajów Mormodes, Catasetum, Cycnoches, Acineta, Gongora, Stanhopea, Oncidium, Odontoglossum, Militonia, Brassia, Mesospinidium, Centropetalum i wiele, wiele innych. na początek strony
Phragmipedium kovachii Phragmipedium kovachii - Atwood, Dalstrom & Fernandez 2002. Był 26 maja 2002 roku, kiedy Amerykanin Michael Kovach zatrzymał się przy przydrożnym straganie gdzieś na północnym wschodzie Peru, aby kupić kilka storczyków. Przekupka, myśląc, ze dokona świetnej transakcji, zaproponowała mu również trzy doniczki z roślinami o niezwykłych kwiatach. Kovach widząc, co ma przed sobą kupił natychmiast wszystkie trzy płacąc za nie żądaną sumę około 10 dolarów. Sprzedająca, nawet o tym nie wiedząc, zrobiła najgorszy interes swojego życia. I najprawdopodobniej dla Kovacha, jak się później okaże, był on gorszy niż się wówczas spodziewał. Michael Kovach jest znawcą storczyków i jako taki nie mógł nie wiedzieć, że to, co znalazł na straganie jest najważniejszym odkryciem ostatnich stu lat wśród nowych gatunków storczyków.  Jest to Phragmipedium takiej piękności i wspaniałości, że nie ma sobie równych w obrębie rodzaju, przewyższając kazdy dotychczas znany gatunek bądź odmianę, nawet słynny i ceniony Phragmipedium besseae, który w swoim czasie wywołał wielką sensację. Po powrocie do USA, Kovach zwrócił się do botaników uznanego w świecie Mary Selby Botanical Garden o dokonanie oficjalnego opisu zostawiając w tamtejszych zbiorach jeden z trzech nabytych egzemplarzy z zastrzeżeniem, aby w nazwie nowego gatunku zostało umieszczone jego nazwisko. Jego prośba została spełniona i tak, Atwood, Dalstrom i Fernandez ogłosili o odkryciu w specjalnym numerze Selbayana, który ukazał się 12 czerwca 2002. W tym samym czasie inny znany botanik Eric Christensen przygotowywał publikację z opisem tego samego gatunku o nazwie Phramipedim peruvianum opierając się na zdjęciach nadesłanych mu z Peru. Jednak data ogłoszenia jego odkrycia była późniejsza od publikacji dokonanej przez Atwood & Co. i co za tym idzie, nie została mu uznana. I w tym momencie docierają do wszystkich druzgocące wieści. Kovach przewiózł storczyk do USA w sposób nielegalny, bo bez niezbędnych zezwoleń i dokumentów przewidzianych przez Konwencję Waszyngtońską* na wywóz roślin zagrożonych wyginięciem. Dokumentów , których rząd peruwiański i tak by nie wydał biorąc pod uwagę znaczenie, również handlowe, tego odkrycia. I jak słusznie skomentował Christensen:"Anyone with half a brain cell doesn't go near them. They're the pandas of the orchid world. . . . When somebody shows up with an orchid like that, you either quietly tell them to go away or you call the cops."** Policja też nie dała na siebie długo czekać składając wizytę w szklarni Kovacha. Zarekwirowano oba egzemplarze Phragmipedium, do odzyskania pozostał trzeci znajdujący się w Selby Garden.  Botanicy z instytutu widząc rozwój wypadków i zbierające się nad nimi czarne chmury, zapakowali czym prędzej roślinę i z wielkimi przeprosinami odesłali do rządu peruwiańskiego. Zapomnieli jednak, albo też tylko udali, że zapomnieli o tych samych zaświadczeniach i dokumentach przewidzianych przez Konwencję Waszyngtońską, a wymaganych również przy zwrocie rośliny. W ten sposób Konwencja została naruszona po raz drugi. Reasumując, odkrycie tego storczyka wywołało w świecie wielką sensację i zarazem wielką wrzawę, przysparzając sporo kłopotów osobom uczestniczącym w tym odkryciu. Ale wrócimy do storczyka. Kwiat tego gatunku Phragmipedim ma wielkość i kolor niezwykły dla tego rodzaju, kształty pełne i okrągłe, rozmiary od 11 do 17cm, w kolorach od różu przez purpurę, aż do fioletu. Jest to storczyk o wielkości od średniej do dużej, liście osiągają od 40 do 60cm (na szczęście nie ma rozwartego pokroju jak inni członkowie tej rodziny ***).  Odmiany najbardziej z nim spokrewnione to Phagmipredium besseae, Phrag. dalessandroi, Phrag. schlimii i Phrag. fischeri. mające jednak kwiaty znacznie mniejsze ( od 2-3cm Phrag. schimilii do 6-7 Phrag. besseae). Gatunek ten został znaleziony na wysokości 2000-2500m w dolinach po amazońskiej stronie Andów peruwiańskich. Phrag. kovachii jest obiektem licznych grabieży w miejscach występowania i mimo, że niedawno odkryty, najprawdopodobniej został już wytępiony z pierwszych zanotowanych stanowisk. W Peru, jak mi donosi przyjaciel Pablo Bermudez, z peruwiańskiego stowarzyszenia**** istnieje tylko jeden zakład ogrodniczy "Jardineria Manrique", którego właściciel, Alfredo Manrique, otrzymał urzędowe zezwolenia od Institoto Nacional di Resursos Naturales na pobieranie egzemplarzy z naturalnych stanowisk w celach reprodukcyjnych, tym niemniej rząd nie wydal jeszcze żadnego zezwolenia na eksport tego gatunku. Na miejscu prowadzane są do dzisiaj badania tego gatunku, próby rozmnażania z nasion, jak również opracowywane optymalne warunki uprawy. Miejmy zatem nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda nam się zobaczyć na zachodzie tę wspaniałą roślinę, ale przede wszystkim, powtarzam - przede wszystkim, że masowa reprodukcja in vitro pozwoli na odtworzenie go w miejscach naturalnego występowania , tak jak udalo się to z Phrag. besseae, który po masowym wyniszczeniu powraca na miejsca naturalnego występowania, nawet tam gdzie wcześniej zupełnie został wytępiony. Z punktu widzenia hybrydyzacji mamy na uwadze zamieszanie, jakie wywołał w swoim czasie Phrag. besseae, a którego rezultaty możemy dzisiaj zobaczyć na każdej wystawie. Nie trudno zatem wyobrazić sobie zamęt jaki w przyszłości wprowadzi Phrag. kovachii. Czekamy z niecierpliwością, aby zobaczyć co się narodzi. 
Giulio Farnelli - artykuł został zaczerpnięty z jego strony www.ordhidando.net Tłumaczenie z języka włoskiego : Wanda Karolczak Wszystkie fotografie zostały zamieszczone za zgodą Club Peruano de Orquideas, któremu składam gorące podziękowania
All photos is kindly permisson of Peruvian Orchid Club *CITES - Convention on International Trade in Endangered Specis of wild flora and fauna http://www.mos.gov.pl/cites-ma/ (przyp. Witold Hanak) ** "Każdy to ma choć odrobinę rozumu nie zbliża sie do nich.To jest panda świata stroczyków... Gdy ktoś pokazuje storczyk jak ten, należy cicho mu powiedzieć by sobie poszedł lub zadzwonić na policję" (tlum. Witold Hanak) *** Przyznaję, że ta informacja, wzięta w nawias i pozornie nieistotna, sprawiła mi największy problem w całym tłumaczeniu, zwróciłam się zatem do autora o bliższe wyjaśnienia, których nie mogę pomijać: " np. Prag. besseae będąc litofitem i rosnąc na stromych zboczach wytwarza nowe przyrosty na długich, dochodzących nawet do 20cm kłączach powiększając w ten sposob powierzchnię przytwierdzenia do skały. Natomiast nowe przyrosty Phrag. kovachii wytwarzane na krótkich klaczach nadają roślinie zwarty pokrój. **** Club Peruano de Orquideas, warto zajrzeć na jego strony internetowe ( http://www.peruorchids.com), gdzie zamieszczone są m.in. zdjęcia pąka kwiatowego Phrag. kovachii w różnych stadiach rozwoju (przyp.tlum.) Pomyślałam, że warto przybliżyć polskim wielbicielom storczyków postać autora. Przejrzałam zatem jego stronę www.orchidando.net. W wątku Prezentacje Giulio zamieścił o sobie kilka informacji, z których dowiedziałam się, ze ma 35 lat, żonę i maleńką córeczkę, żartobliwie dorzucił, że ma jeszcze sześć kotów i dwa psy. Ponadto króciutko napisał o swoich pasjach, a te interesowały mnie najbardziej. Napisałam więc do niego list prosząc, aby specjalnie dla polskich czytelników poszerzył te informacje . Odpowiedział mi długim e-mailem, w którym z wielką szczerością i prostotą pisał o sobie i swoich zamiłowaniach. Nie ukrywam, ze czytałam wzruszona, gdyż tak chętnie Giulio nie mówił o sobie nawet na własnej stronie. Po tym pierwszym liście wymieniliśmy jeszcze wiele innych, ja pytałam, on uzupełniał swoje informacje, wyjaśniał, prostował, akceptował moje propozycje tłumaczenia lub je odrzucał. Złączyłam w jedno tę obfitą korespondencję nadając jej formę rozmowy, która gdyby odbyła się naprawdę, mogłaby zacząć się tak: -Opowiedz nam proszę, od czego zaczęła się twoja storczykowa pasja? -U mnie zaczęło się to zwyczajnie. Już jako dziecko bardzo lubiłem przyrodę i ojciec zabierał mnie do lasu na grzyby, w górskich potokach łapaliśmy ryby, albo jeździliśmy tam tylko na piknik. Nieważne co robiliśmy, najważniejsze było znaleźć się wśród natury. Natomiast z dziadkiem, który mieszkał na wsi, szukaliśmy razem ziół, uczył mnie ich nazw i wyjaśniał właściwości. Wszystko to razem wzięte nauczyło mnie patrzeć innymi oczami na przyrodę . Ledwie podrosłem by móc prowadzić skuter, mogłem już sam jeździć nad morze, gdzie są wspaniałe lasy sosnowe, a te lubiłem szczególnie wiosną. Właśnie tam, mając około 16 lat "zderzyłam się" z Orchis morio, którego forma i barwy wywarły na mnie wielkie wrażenie. Traf chciał, ze właśnie tego samego wieczoru nadawano w telewizji film przyrodniczy, w którym mówiono o sposobach zapylenia i przez całe pięć minut wyjaśniano to także na przykładach włoskich storczyków. Nazajutrz wróciłem do tego samego lasu i rozpocząłem moje storczykowe poszukiwania. Znalazłem chyba z dziesięć różnych gatunków, a wśród nich rośliny z rodzajów Ophrys, Orchis, Serapias. Te pierwsze powodzenia podsyciły moją ciekawość, zacząłem im pstrykać zdjęcia i aby poznać je lepiej kupowałem o nich książki. Niedługo potem, z kieszonkowego, którego nie traciłem już w salonie gier video, kupiłem pierwszy Phalaenopsis, potem Paphiopedilum, a potem następne. Po kilku latach zgromadziłem ich około setki. - Skąd brałeś informacje o ich uprawie? - Informacji w tym czasie było mało i często mylne, opierałem się na nich i traciłem rośliny. Przez wiele lat jedynym sposobem uprawy było kupowanie roślin i dokonywanie na nich prób uprawy, co wymagało wielu poświęceń, również ekonomicznych biorąc pod uwagę ceny storczyków w owych czasach. Wiele z nich zginęło, bo po prostu nie wiedziałem jak je uprawiać. Z czasem nauczyłem się obserwować uważnie rośliny i to dostarczało mi więcej informacji niż mogłem wyczytać w książkach. - A co było w tym czasie na rynku księgarskim? - W tych latach były w sumie trzy pozycje, dwa tłumaczenia i później ukazała się książka włoskiego autora. Mnie udało mi się znaleźć książkę R.T.Northen tłumaczoną na podstawie drugiego wydania z 1951 "Home orchid Growing" i wydaną we Włoszech w 1981 roku. Była ona dla mnie i wielu innych, którzy z uwagi na brak czasu lub odległość nie mogli przynależeć do nielicznych wówczas zrzeszeń, jedynym źródłem informacji przez wiele lat. - A gdzie kupowałeś nowe storczyki? - Miałem duże trudności w ich zdobywaniu. W pobliżu nie było żadnego punktu sprzedaży i musiałem jeździć po nie do oddalonych o 200-300 km wyspecjalizowanych zakładów ogrodniczych. Zdarzało się, ze miałem adresy zakładów ogrodniczych od dawna już nieistniejących, podobnie zresztą było z wystawami, o których często dowiadywałem się już po ich zamknięciu. Ponadto nie miałem nikogo, z kim mógłbym o nich porozmawiać zatem moja pasja zaczęła pomału wygasać. Potem, w '95 z powodów, o których wolę nie wspominać, straciłem moją kolekcję. Ze 120 storczyków pozostało mi zaledwie 3. Prawdę powiedziawszy, chciałem już to rzucić, tym bardziej, ze przeniosłem się do Florencji i nie miałem nawet odpowiedniego miejsca do ich uprawy. Ale właśnie we Florencji znalazłem ogrodnictwo wyspecjalizowane w uprawie sukulentów, a niewielka jego część wydzielona była dla storczyków botanicznych. W tym samym czasie wybuchła era internetu, zająłem się wyszukiwaniem informacji i odkryłem, ze storczyki można uprawiać przy sztucznym oświetleniu, to przywróciło mi nadzieję. Dodam, ze w tym czasie niewiele można było znaleźć o storczykach na włoskich stronach, a jedyna jaka istniała była samowystarczalna. - Postanowiłeś więc nadrobić braki i to sam. -Tak, ale moja założona w styczniu '98 strona nie była zbyt rozbudowana. Przez następny rok opracowywałem bazę danych i kiedy ją umieściłem zaczęły napływać do mnie e-maile z podziękowaniami i słowami zachęty do dalszej pracy. Zobaczyłem, że jest nas wielu chętnych do wymiany opinii, więc utworzyłem wówczas listę mailingową istniejące do dzisiaj w Yahoo. - Od kiedy istnieje obecna twoja strona www.orchidando.net , jedyna we Włoszech poświęcona w całości storczykom, a mająca także forum? - Orchidando jest ostatnim przeobrażeniem mojej pierwszej strony, której nadałem nową formę w grudniu 2003, właśnie na jej otwarcie napisałem artykuł o Phragmipedium kovachii. - W jakich warunkach uprawiałeś i uprawiasz od 20 już lat swoje storczyki? - Tak dokładniej to od 19 i pół. Początkowo uprawiałem je w mieszkaniu, potem pod osłoną na balkonie, z czasem sam zbudowałem sobie orchidarium ze sztucznym oświetleniem, ale od kiedy wyprowadziłem się na wieś uprawiam je w małej, ale już prawdziwej szklarence o powierzchni 12 metrów kwadratowych. W odpowiednich warunkach uprawy moja kolekcja gwałtownie się rozrosła, od dwustu sztuk do około tysiąca. - Przed kilkoma miesiącami otworzyłeś swoje gospodarstwo ogrodnicze wyspecjalizowane w uprawie storczyków i pierwszy w tym kraju sklep internetowy. - Własne ogrodnictwo było moim marzeniem już od dzieciństwa. Na razie jest ono na poziomie niewiele wyższym od amatorskiej uprawy, ale pokładam w nim wiele marzeń i nadziei. W rzeczywistości udaje nam się przetrwać z mojej urzędniczej pensji, ale nie powiem, aby ośmiogodzinne siedzenie za biurkiem specjalnie mnie uszczęśliwiało. Tylko praca w szklarni, kiedy obserwuję rośliny, podlewam, przesadzam, słowem ich pielęgnacja daje mi poczucie, ze robię coś prawdziwego. - Powiedz cos o podróżach i wystawach, na których bywałeś. -Odbyłem kilka podróży do Meksyku, Ekwadoru i Tajlandii, aby poznać naturalne warunki w jakich rosną storczyki. Byłem też na bardzo wielu wystawach, nie tylko we Włoszech, ale i w Londynie, we Francji, Niemczech i Ekwadorze. Chwalę się, że na żadnej wystawie nie zdobyłem nigdy medalu czy nagrody, między innymi dlatego, ze nie stać mnie na zakup ani rzadkich okazów ani rozrośniętych egzemplarzy, czyli tego co normalnie kosztuje wiele pieniędzy. -... i o ludziach, z którymi się zetknąłeś - Poznałem ich wielu i to bardzo różnych, tych o szczerym sercu i zamkniętych w sobie, osoby z dużą klasą i chciwą miernotę. Ale to, co naprawdę dały mi storczyki to wiele wspaniałych i prawdziwych przyjaźni. I nie istnieje orchidea, nawet najpiękniejsza, która mogła by mieć wartość prawdziwego przyjaciela. - Twoja ocena storczykowych przyjaźni mogła by świetnie zakończyć naszą rozmowę, ale chciałabym jeszcze zapytać, czy otrzymałeś jakieś dodatkowe informacje o badaniach prowadzonych na Phragmipedium kovachii? - Z tego co wiem są już trzy ogrodnictwa, które prowadzą badania. Oprócz wspomnianego wcześniej Manrique pozwolenie na pobranie z naturalnego środowiska 5 egzemplarzy Phrag. kovachii otrzymali Peruflora należąca do Manolo Arias i Vivero Agroriente. Najlepsze rezultaty osiągnęła Peruflora, której udało się aż tak rozmnożyć Phrag. kovachii, że spore nadwyżki nawet sprzedaje. Niemniej, nie zostało jak dotąd wydane żadne zezwolenie pozwalające na wywóz z Peru ani dorosłych egzemplarzy, ani młodych przyrostów pochodzących z naturalnych stanowisk. - Myślisz, ze możemy mieć Phrag. kovachii już w Europie? - Oczywiście! Powiedziałbym, że może być nawet na trzy sposoby, jeśli weźmiemy pod uwagę aspekt legalności rozmnożenia i nabycia. Te rozmnożone in vitro i nabyte legalnie, te rozmnożone in vitro a nabyte nielegalnie, no i mogą być jeszcze te, które są najboleśniejszą stroną jego odkrycia. - Zacznij lepiej od tych ostatnich, aby móc zakończyć optymistycznie naszą rozmowę. - Istnieje duże prawdopodobieństwo, że część egzemplarzy wydartych brutalnie naturze już po odkryciu Phrag. kovachii została nielegalnie przewieziona do Europy i sprzedana na czarnym rynku. Być może ukryte kwitną nawet gdzieś w szklarniach kolekcjonerów pozbawionych wszelkich skrupułów. Natomiast te rozmnożone in vitro były w sprzedaży min na Word Orchid Conference w Dijon w marcu 2005. Zdarzył się tam wówczas przykry incydent, zostały skradzione pojemniki z setkami siewek. - Skradzione? Brzmi nieprawdopodobnie, czy potwierdzałeś tę informację ? - To nie jest żaden wymysł, uwierz. Wiem to od samego Manolo, mówił mi o tym na WOC, ale dokładniej ujmując, to szklane pojemniki zostały rozbite i opróżnione z siewek. Pokazywał mi nawet te stłuczone, było ich z dziesięć, każdy zawierał wcześniej co najmniej 40 sztuk. Pozostałe rośliny zostały sprzedane legalnym nabywcom, a ich nazwiska umieszczone na stronie internetowej Peruflory, ale nie wiem, czy ta lista wisi tam do dzisiaj. Ponadto były też dostępne w tym roku również we Włoszech, w Padwie na European Orchids Conference. Tym razem Manolo Arias przywiózł ze sobą już mniejsze pojemniki, około dziesięciocentymetrowej średnicy, natomiast siewki były trochę większe, szerokie około 2-3 cm, w cenie, jeśli się nie mylę, około 200-300 EUR za pojemnik. - Te 2-3 cm to szerokość czy wysokość siewek? - Nie pomyliłem się, szerokość. Siewki były tak małe, że trudno mówić o ich wysokości, a 2-3 cm to rozpiętość miedzy końcem jednego listka i drugiego, przeciwległego mu. Biorąc pod uwagę wielkość dorosłego Phrag. kovachii i długość liści to na kwitnienie tych siewek będziemy musieli czekać jeszcze wiele lat.
Giulio, grazie di tutto, anche della tua inesauribile pazienza J Tłumaczenie i opracowanie Wanda Karolczak Konsultacja i korekta Witold Hanak Grudzien 2006
na początek strony |